Za oknem coraz bardziej czuć zbliżającą się jesień, a ja jeszcze w klimatach nieco cieplejszych... skończyłam dziergać, szyć taki mój prywatny eksperyment, test, czy dam radę, i czy w ogóle wyjdzie z tego coś, co będę mogła założyć 'do ludzi'. Trochę debiut, bo pierwszy raz szyłam bluzkę... tak wygląda:
Robiłam ją chyba trochę w niewłaściwej kolejności, bo najpierw uszyłam cytrynową tubę (teoretycznie łatwe!), ale bez wykroju. Po prostu posłużyłam się już znoszoną bluzką, którą bardzo lubię i dobrze na mnie leży, trochę mocniej podkreśliłam talię... No i potem zaczęły się schody, bo jak poczciwym Łucznikiem w ogóle obrzucić brzegi boków? Ma taką funkcję ten 'dziadziuś'? Więc zszyłam na maszynie dwie części, ale krawędzie zabezpieczałam już ręcznie. Potem chciałam doszyć lamówki itd. ale uznałam, że to jeszcze nie ten etap w mojej szyciowej edukacji i postanowiłam dorobić szydełkową górę. Kolejne elementy dołączałam na bieżąco, najpierw doszywając (na maszynie!) obwód z elementów na wysokości biustu, a później łączyłam kolejne szydełkowe kółeczka, kształtując dekolt i pachy.
Czemu wydaje mi się, że to niewłaściwa kolejność działań? Ano, bo chyba prościej byłoby najpierw zrobić koronkową górę, zblokować i potem doszyć do materiału - wtedy wszystko ładniej by pasowało. Choć przyznam, że jestem w miarę zadowolona z całości.
Dziergałam ze Snehurki w kremowym kolorze oraz Snehurki Ombre w odcieniach cytrynowych.
Rozmiar M/L
Materiał: nieznanego pochodzenia ;)
Ciekawa jestem Waszych opinii, zwłaszcza, jeśli chodzi o szycie.
Pozdrawiam!